poniedziałek, 29 grudnia 2008

jedzenie z gazety

Redaktorzy Wyborczej gotują.
Zachwycił mnie przepis - i sam przepis, i tekst, i wszystko - na ziemniaki Piotra Stasińskiego.

cytuję:
Składniki:

1 kg (na 4-5 osób) ziemniaków
przyprawy (liczne), oliwa, majonez?

"Ziemniaki, około kilograma na cztery-pięć osób powinny być mniej więcej równej, średniej wielkości (jeśli są to ziemniaki młode - tylko je myję, nie obieram). Po obraniu przekrawam na 2-4 części, wkładam do żaroodpornego szklanego garnka. Trochę solę, po czym zasypuję ziołami - zarówno świeżymi, jak i suszonymi, zależnie od sezonu. W różnych proporcjach sprawdzają się: pieprz czarny, biały, zielony i ziołowy, zioła prowansalskie, oregano, tymianek, kolendra, cząber, natka pietruszki (także suszona), koper, melisa, czosnek, nawet nieco curry. Fajne są gałązki ziół świeżych.
Kropię zawartość garnka oliwą z pestek winogron (lżejsza od oliwy z oliwek). Nie dodaję wody - ani kropli (woda jest w ziemniakach, wystarczy). Chodzi o to, by nie tracić naturalnych smaków.
Wstawiam do mikrofalówki na 12-15 minut, w połowie gotowania otwieram i wstrząsam, kręcę garnkiem, żeby ziemniaki zmieszały się z ziołami. I sprawdzam, że nie były za miękkie -- powinny być jędrne, kroić się, a nie rozpadać.
Lubię jeść z majonezem. Palce lizać."

Zabawna jest zupa tajska 'och, ile przy tym roboty' Goźlińskiego.

niedziela, 28 grudnia 2008

I  NYC

czyli Nowy Jork przetworzony przez ZERO / ZERO - seulski duet.

sobota, 27 grudnia 2008

zapamiętane z wiednia

Przeziębiona zaległam na kanapie, z laptopem i kotem. Ulubiona pozycja miesięcy przedpaździernikowych, inaczej - przedwarszawskich.

Przeglądam blogi znajomych i staram się z ich pomocą uporządkować własną historię, która postpaździernikowo przeciekła mi przez palce w wariackim tempie.

Broken Flowers, Jim Jarmusch

Rozmawiam z Agą o książkach i przypomniał mi się Wiedeń, a w Wiedniu wystawa w Kunsthalle "Western Motel. Edward Hopper and Contemporary Art". Obok niesamowitych - ale tylko kilku - obrazów Hoppera, na wystawie obecni byli ci, którzy nawiązywali do hopperowskiej estetyki i klimatu opowieści - m.in. Jim Jarmusch, Tim Eitel, Philip-Lorca diCorcia.


Nieustające wakacje, Jim Jarmusch

A obok nich Dawn Clements z monumentalnymi, a jednak delikatnymi, zbudowanymi na detalu, panoramami pomieszczeń.


W "Travels with Myra Hudson" Clements przenosi widza w przestrzenie nakręconego w 1952 thrilleru "Sudden Fear". Szczegółowo wyrysowane czarnym tuszem hiperrealistyczne panoramy sprawiają, że zatracamy ogląd całości, skupiając się raczej na fragmentach, niż na całości długich na ponad 14 metrów rysunków. W odbiorze stały się dla mnie komiksem. Samo pomieszczenie, przedmioty i ich ułożenie opowiadają nam historię. Może następnym krokiem byłoby wyrwanie z wyobraźni "Życia instrukcji obsługi" Pereca... a może ktoś już to zrobił.
Rysunki z tej serii można obejrzeć tu.

Prace Dawn Clements wcześniej pokazywane były w brooklińskiej galerii Pierogi. Poniżej "wideo-wycieczka".


uwaga - post w budowie, bo mi sie blogger wiesza. a poza tym ide do agatki i krzysia grać w superfarmera i zarazić ich katarem!

środa, 17 grudnia 2008

Warszawa jest piękna


Fot. Aleksander Prugar / AG - zdjęcie pochodzi z portalu Warszawa.Gazeta.pl
Edit. I ciąg dalszy - autor zdjęcia - Pozdrawiam :) - znalazł się na moim blogu i podesłał linka do swoich miejsc w sieci. Więc tu wstawiam linka do całego tortu, w którym powyższe zdjęcie jest tylko wisienką.

piątek, 12 grudnia 2008

Przetwory 3 już w ten weekend

PRZETWORY 3
13 grudnia SOBOTA godz. 15-19
14 grudnia NIEDZIELA godz. 12-19
OPUSZCZONY PAWILON HANDLOWY
(dawny Teppichand)
DOBRA 55
Tym, co nie wiedzą o co chodzi polecam to
zasady, szczegóły tu:

gdzie jest Radio Jazz?

Najpierw z radia jazz zniknął Magura. A teraz w ogóle nie ma Radia Jazz. Po 11 latach obecności w Krakowie i chyba 15 w eterze w ogóle.
Zauważyłam to przez przypadek dziś rano, bo od jakiegoś czasu na falach tkwi u mnie Tok.fm. Przełączyłam Tok na Jazz, słucham - dziwne. Patrzę na RDS i widzę ZET. Na domiar złego Chilli Zet (?!) o paskudnym, nijakim logo. Ale jeszcze 5 grudnia było. Do diaska. I co ja zaprogramuję na pozycji 1? W tym momencie to jakiś skrót do własnego laptopa. I być może będzie to miało wkrótce radiojazzowe uzasadnienie, ponieważ dziennikarze radia chcą odtworzyć je w internecie. Szczegóły tu - wejdźcie koniecznie.


A teraz będę cytować Press:
Inicjatorem projektu jest Paweł Nowak, dziennikarz krakowskiego akademickiego Radia Frycz, który wraz z zainteresowanymi dziennikarzami planuje stworzenie profesjonalengo studia w Warszawie, skąd nadawany byłby program jazzowej rozgłośni. Wg planów, w ramówce pojawiłyby się programy znane dotychczas z anteny Radia Jazz.
Źródłem finansowania przedsięwzięć stacji miałyby być wpływy ze sprzedaży reklam. Jak wynika z danych Presserwisu, prowadzone są także rozmowy z jednym z koncernów medialnych, który mógłby udostępnić własne zaplecze techniczne.
Pomysłodawcy zarezerwowali domenę internetową Radiojazz.fm, na której planują uruchomić rozgłośnię. Część dziennikarzy zrezygnowała z wynagrodzeń.

środa, 10 grudnia 2008

D.O.M.E.K. i IBBY

Stowarzyszenie Przyjaciół Książki dla Młodych - Polska Sekcja IBB-y rozstrzygnęło właśnie konkurs „Książka roku 2008”.
Nagrodę dla ilustratorów otrzymali: - za książkę autorską - Aleksandra Machowiak i Daniel Mizieliński za D.O.M.E.K. wydany przez wydawnictwo Dwie Siostry oraz - za ilustracje - Tomasz Broda (książka „Przygody przyrody” Zbigniewa Macheja).

Lista nominacji znajduje się tu.

ładne kwiatki

bardzo proszę, żeby ten/ta/ci co wysłał/a/li się ujawnił/a/li.
dziękuję.

czwartek, 4 grudnia 2008

jako, że sama to do netu wrzucałam, nie mam większego obciachu i wrzucam i tu. tym bardziej że książka "Polski neon. Warszawa." wyszła super. Ania ma rękę.

Książka "Polski Neon. Warszawa" ze zdjęciami artystki Ilony Karwińskiej, to fotograficzny album ze zdjęciami warszawskich neonów. Stołeczna redakcja "Gazety Wyborczej" ściągnęła wystawę Karwińskiej do stolicy. Pokazała ją w listopadzie 2007 w PKiN.
Wystawa cieszyła się olbrzymim zainteresowaniem, stąd jej kolejny etap - po roku od wystawy książka pokazująca warszawskie neony na fotografiach Ilony Karwińskiej. Warszawskie neony znikają na naszych oczach. Być może wydany właśnie album za kilka czy kilkanaście lat będzie ostatnim świadectwem ich istnienia. Więcej tu.

Spotkanie z autorką książki Iloną Karwińską odbędzie się 9 grudnia o godz. 19 w Obiekcie Znalezionym (piwnice Zachęty), pl. Małachowskiego 3. Podczas spotkania będzie można zakupić książkę w promocyjnej cenie 39,90 zł.

to do poprzedniego posta

stan "PRZED":
czyli moje nowe mieszkanie rysowane w paincie, tak żeby pokazać znajomym co ich tu ze mną nie ma.

stan PO różni się od stanu PRZED tym, że lodówka zmieniła miejsce, nie ma stołu, nie ma (i nie ma miejsca) pralki, nie ma łóżka.
Jest wysoka do sufitu półka, która czeka na desant moich książek. Jest kanapa. Ikea oczywiście. A kolor ścian przypomina kolor krakowskiego nieba przez większość roku - biel przełamana niebieskim i zasnuta smogiem.

wtorek, 2 grudnia 2008

przeprowadziłam się. mam na wyłączność 17 m. mogę znów biegać po mieszkaniu w stroju, za który w Szczecinie można dostać mandat, a nawet w skromniejszym.
skłamałam. biegać nie mogę, bo bieg kończy się na czwartym kroku. potem coś staje mi na drodze.

środa, 26 listopada 2008

narzekam, kto nie chce - niech nie czyta

No i dopadł mnie pierwszy warszawski kryzys. Zaczynam się zastanawiać po co właściwie się przeniosłam. Oczywiście wiedziałam, że kiedyś przyjdzie, spóźniony towarzysz wszelkich decyzji wykraczających poza wybór pomiędzy jajecznicą z pomidorami i bez. Tym razem zaatakował paskudnie, między innymi odbierając mi sen. Z drugiej strony może to i lepiej, bo nie wiem kiedy poranek witałam bardziej zmęczona - po nocy pełnej przeładowanych snów, czy po nocy bez-sennej.
Koniec narzekań. Sama chciałam.
W niedzielę przeprowadzka na Mokotów. Pomoże? Czy trzeba nowego / innego zajęcia? Miejsca?

czwartek, 20 listopada 2008

Przy okazji szukania informacji o siatkarce, znalazłam wywiad Bogny Świątkowskiej z Pauliną Ołowską, która doprowadziła do tego, że neon świeci.

I gdzieś warszawski modernizm, którego szarość przełamywały mleczne szyby i neony zderzył mi się z niebieskim szkłem lat 90. Późniejszym wybuchem reklamy wielkoformatowej. Welschowska anestetyka staje się dla mnie najważniejszym sposobem określania moich intuicji co do przestrzeni miejskiej. W kontrze do nadmiaru stoi zwykła brzydota większości wnętrz budynków publicznych. Przypomniała mi się Karolina Kowalska, montująca w krakowskim Urzędzie Pracy nakładki na neony. Jej filmy found footage. Zabawa znalezionym. Proste gry tym, co zastane. Pokazywanie jak małe rzeczy zmieniają odbiór rzeczywistości. Czas i energię.


i aga ratuje mi wieczór bardzo sentymentalną piosenką. o przyjaźni prawdziwej, czyli męsko męskiej.

warszawa uwodzi drobiazgami. neonem siatkarki na placu konstytucji. tym, że jak stojąc na moim podwórku zakręci się wokół własnej osi i popatrzy w niebo, na pędzące ponad miastem chmury, to się wydaje, jakby się było w potężnym kalejdoskopie. połamanymi parasolkami w co drugim koszu na śmieci. bankomatem, na którym wyświetlają się w rogu cyferki 007.
mam wieczór tęsknoty za dawnym życiem. wieczór zwątpienia w swoje wybory. próbuję się więc trzymać obrazów.

czwartek, 13 listopada 2008

kino samochodowe w Warszawie

I znów coś ciekawego w Warszawie, czyli kino samochodowe (tu o szczegółach).
Ekran stanie w sobotę naprzeciwko MDM-u, tyłem do Pałacu Kultury i Nauki. W programie kroniki filmowe z lat 50., "Rozwodów nie będzie" i "Niewinnych czarodziei". Dźwięk na częstotliwości 89,4 FM. Niezmotoryzowani będą mogli skorzystać z podstawionych autobusów "ogórków" i samochodów syrenek. Jak już nie będzie miejsc, organizatorzy namawiają, żeby... dosiąść się do kogoś.
A wszystko to w ramach festiwalu Niewinni Czarodzieje.

środa, 12 listopada 2008

Podróże męczą. Kształcą też. Albo odkształcają, zmieniając coś, co wydawało się ustalone. Szczególnie jak się wpada z jednej podróży w kolejną. A zwykło się prowadzić osiadły tryb życia.
Piszę niejasno. Ale trudno jest mieć jasność w stanie pomiędzy. To dziwne, ale jedyną stałą jest dla mnie teraz internet. Część mojego życia przeniosła się w spersonalizowane okienka aplikacji.
Nie mam innego swojego miejsca.

Miastoszepty - warszawskie ucho

Na "swoim" portalu przeczytałam dziś o uchu, które zawiśnie przy alei Wyzwolenia 18 w Warszawie. Ciekawa jestem co wyszeptają mu przechodnie. Czy stanie się książką skarg i zażaleń? Koncertem życzeń? Tego dowiemy się w planie B lub w CSW. Bo ucho będzie rejestrować zwierzenia.

piątek, 7 listopada 2008

Alarm 2+3d Balzakiana i inne kamyczki z dawnego ogródka

Po pierwsze - w Warszawie ciekawa wystawa dla tych co lubią nie do końca grzeczną grafikę. Jak piszą organizatorzy możemy spodziewać się dużej ilości surrealistycznych opowieści o Warszawie.
Na wystawę z pewnością przyciągną nazwiska: Dominik Cymer, Tomasz Kaczkowski, Jan Kallwejt, Marcin Kuligowski i Rafał Szczepaniak.
Więcej o wystawie tu i tu.
Obrazek poniżej pochodzi ze strony Kallwejta.


Po drugie - w kioskach (taki żart), a na poważnie - w dużych empikach i w jeszcze kilku innych miejscach nowe 2+3d - numer dla fanów ilustratora Henniga Wagenbretha.
Poniżej element z jego mapy Johannesburga:

oraz Lęk przed strzykawką:


Po trzecie - w Katowicach od 14- 16 listopada warto zaglądnąć na targi książki. Szczegóły tu.

Piszę z kanapy. Mojej krakowskiej kanapy. Na której nie czytałam co prawda nowego Dehnela, ale i tak o "Balzakianach" 2 zdania napiszę. Przeczytałam kilka recenzji, w tym "Triumf obłości" Sendeckiego, samą książkę skończyłam chwilę wcześniej. I obłość wydaje mi się słowem kluczowym, bo mnie ta książka przypomina misterną wydmuszkę, taką, jakich już nie ma, no chyba że w cepelii i targach świątecznych na krakowskim rynku. Taką, nad której wykonaniem ktoś siedzi długi czas, starannie wyrysowując wzory. I nie jest to do końca zarzut. Książkę czyta się dobrze, cała skrzy od ozdóbek, drobnostek, aluzyjek, anegdotek. Uwodzi retro klimatem narracji.
Jest ładna i wzruszająca. Jak ornamenty w dizajnie.
I trochę styl ukrywa miałkość treści. Historie są jak z błyszczących magazynów. Brak mi w nich prawdziwych bohaterów. Z krwi i kości, a nie z kredowego papieru czy pudru.

wtorek, 4 listopada 2008

lotto mania

Moich pracowych znajomych dosięgnął amok totolotkowy, który z radością małej dziewczynki podsycałam. Dostałam rykoszetem.
Szukanie po 20 na Mokotowie czynnej kolektury prowadzi w miejsca dziwne, jak to, w którym k i ucho kupili kupony. Wielka płyta, parter. Trzej jednoręcy bandyci, boazeria, pod sufitem siatka, z której zwisają, pewnie przez cały rok, bombki lotto. Ciasno. W środku tłum stałych bywalców, którzy zakłady puścili już o poranku, a teraz liczą, że uda im się kilka złociszy wykrzesać z czarnych maszynek, na których widać raz dzwonki, raz czereśnie, raz cytrynki. Potrącają się łokciami przyodzianymi w skórzane rękawy kurtek. Wszyscy w skupieniu patrzą na wciąż te same symbole w różnych konfiguracjach.

niedziela, 2 listopada 2008

kakadu na krakowskim przedmieściu

Przechodząc Krakowskim Przedmieściem minęłyśmy z Agą uroczą parę, która wyprowadzała na spacer ni mniej ni więcej, tylko kakadu żółtolicą. Zastanawiałyśmy się, co mogłybyśmy zobaczyć, gdybyśmy szerzej skorzystały z oferty Przekąsek i Zakąsek.

Mogło to brzmieć tak: "Tadeuszu, przygotuj się proszę do wyjścia, trzeba zabrać Toleńkę na spacer. Taka ładna niedziela, być może ostatnia w tym roku. Nie może się przecież zmarnować."

Z dzisiejszego dnia zostanie mi także "Klaskacz" Bruszewskiego na wystawie Rewolucje 1968 w Zachęcie. I kilka innych rzeczy, wrażeń z tej wystawy, ale jednostkowo najbardziej on.

sobota, 1 listopada 2008

warszawa, czyli po raz kolejny nie mam pomysłu na tytuł

Aga ma w opisie na skype "niewidoczny". A ja się właśnie tak czuję. Jestem, ale z ukrycia. Nie szukam kontaktu. Sprawdzam co się przydarzy.



Coraz bardziej lubię Warszawę. Mleczne szyby domów handlowych centrum. Modernistyczną architekturę, którą warszawiacy zalewają żółcią kanarkowej farby.
Spacerować pustawymi w weekend ulicami. Wiedzieć, że nikogo nie spotkam. Zauważać poziomy warszawskiej ulicy, jej strukturę, koloryt, od lśniących bezosobowych wystaw placu trzech krzyży, przez rzędy pastelowych blokowisk, po bezdomnego śpiącego w nieużywanej windzie zjeżdżającej do stacji metro centrum. Brudne neony, świeże grafitti, ekrany w metrze. Wszystko tu jest obok siebie. Wymieszane w wielkim kotle sieciowych sklepów, prywatnych pralni chemicznych, obskurnych spożywczaków, sklonowanych kawiarni, bezskutecznie udających, że mają własny charakter. Chłodne modernistyczne szarości zmiksowane z plastikiem, pleksą w brzydkich kolorach. Odnowione fasady i zapuszczone podwórka.


W centrum rozciągnięte na kamienicach długonogie modelki, znane aktorki w najlepszych fotoszopowych uśmiechach. Błyszczące citylighty. Szerokie trotuary. A na podwórkach śmietniki, które każdego wieczoru eksplodują resztkami splendoru, hotelowej konsumpcji, też stosownie, egalitarnie, wymieszanymi z wyniesioną z piwnicy wersalką, starym krzesłem i opakowaniami po produktach jedynka. Dwie historie miasta splatają się tu lepiej niż gdziekolwiek indziej.


Na moim podwórku stoi Pałac Brzozowskich, zaniedbany, większość jego obecnych mieszkańców pewnie nawet nie słyszała o Sławie i chwale Iwaszkiewicza. Kamienicę, w której mieszkam, zbudowaną podobno dla oficjeli UB, nafaszerowaną systemami podsłuchowymi, dziś zaludniają - zgodnie z starą nomenklaturą - mieszkańcy i lokatorzy. Oczywiście należę do tej drugiej, gorszej kategorii. Mieszkanką jest zaś starsza pani z parteru, która w równym stopniu nie dba o siebie, co dba o okoliczne koty, które na całym podwórku rozrzucone mają poduszki i podesty, zrobione najwidoczniej z odnalezionych na wspomnianym już śmietniku mebli. Rozczochrane koty o bardzo dziwnym wyglądzie (czyżby wśród dalekich przodków była jakaś rasowa, acz puszczalska koteczka, przywieziona na przykład na 10 urodziny którejś z hrabianek Brzozowskich?). Koty mają też uchylone okienko. A pani mieszkanka, która w kontaktach z ludźmi ma głos chrypliwy, woła je śmietankowomiodowym szeptem.


koty

Blog Siwej uruchomił tęsknoty. Szczególnie za szarą wielbicielką torebek.


niedziela, 26 października 2008

gdzie jestem

Ładne rzeczy. Ludzie z Krakowa myślą, że jestem w Warszawie, kiedy jestem w Krakowie. Dzwonią do mnie, jak już jestem w pociągu, w drodze na stację, pod warszawską kamienicą. Pytają czy może kawa za pół godziny?
Te kilka osób, które znam w Warszawie, są przekonane, że jestem w Krakowie, kiedy ja właśnie siedzę na Brackiej, tej warszawskiej, okołonowoświatowej, nie krakowskiej, prowincjonalnej.
Dzwonię, odbieram telefony, za każdym razem po drugiej stronie zdziwienie, "to ty jesteś ...", "aaa, ciebie nie ma ..."
Chyba stworzę RSS ;)
wszczepię sobie czipa i moje podróże pomiędzy moimi dwoma, trzema, czterema miejscami na ziemi będzie można obserwować w internecie.
Dla uporządkowania - jestem w Warszawie. Nie ruszam się stąd aż do 5 listopada. Chyba...

poniedziałek, 20 października 2008

Michaszka - chce to rzeźbi, nie chce - nie rzeźbi



Przypomniało się przy okazji, jak Michaszka mówił o Kubie, że śliczni chłopcy, jak czekolada, na plaży i się Marecki oburzył, że przecież tam dyktatura. A Michaszka na to: "No weź, nie gadaj, że wolisz myśleć o zramolałym fidelu i że cię dupy nie kręcą".
jakoś tak to było wg b.

romans się skończył.
w krakowie mam już tylko przelotne flirty.
chwilowe tęsknoty. odrobinę obowiązków.

a ja spędzam czas_po_pracy na cudzych blogach. wodząc myszką nad warszawą w google maps. kraków zdradziłam zupełnie - pracuję dla warszawa.gazeta.pl
widuję się z ludźmi, których nie widziałam lata. Słyszę historie o minionych epokach. Podróżuję i dosłownie i nie. Czytam Balzakiana. Czytam nową Ugresic. Czytam. Słucham. Myślę nad tym co dalej.

niedziela, 5 października 2008

Dużo zmian. Dużo nowych rzeczy.

No i zmieniłam miejsce zamieszkania. Własne kilkadziesiąt na cudze 12. Z drugiej strony dobrze, że tylko 12, bo skoro na doprowadzenie do użytku tylko części z tych 12 zużyłam butelkę rozpuszczalnika acetonowego i pół doby... Walka o parkiet to wyczerpująca i narkotyzująca sprawa. Szczególnie gdy przedmiot zainteresowania ma ponad 60 lat, a od dobrych kilku przykryty był szczelną zieloną wykładzinową kołderką. Na amen miało to być sądząc po ilości kleju.

Uczę się słuchać radia. To przymus, bo wszyscy wokół słuchają. Stanęło na Tok fm. Trujki nie strawię.

Poznaję kulinarną Warszawę. Na razie bitwa mój żołądek kontra stołeczne jedzenie: 1:2. Namaste India z Nowogrodzkiej 15 utrzymała się przez niecałą godzinę. Olbrzymie ilości śmietany dodawane do sosu zabiły przyprawy i cały mój wieczór. A szkoda, bo samosy z baraniną były świetne. No cóż, tym samym najbliższa restauracja indyjska zostaje skreślona z listy. Nie wiem skąd tak wysoka ocena jedzenia na portalu gastronauci. Krakowski Indus ma jedzenie o niebo lepsze. Już mi brak navratan kormy.

Zakochałam się natomiast w piekarni Vincent na Nowym Świecie 64. Świetna kawa, pyszne croissanty, kapitalne bagietki. Stoliki wystawione na nasłoneczniony chodnik. Jako że jest czynna od 6:30 do "Uuuu" jak powiedziała obgryzająca końcówkę bagietki dziewczyna i udało mi się odnaleźć przejście z mojego podwórka na Nowy Świat, może czasem tam zacznę dzień?

Stolica poprawiła wynik na 2 Samirą. Ale wkroczenie tego gracza na boisko oznaczało pewnego gola. I torebkę na wynos z homos tahini, oliwkami, serem i pitą. I piniolami. I sokiem z granatów. Na razie nie umiem gotować w nowej kuchni, więc na widok półki z przyprawami tylko pociągnęłam nosem.

Dopisek - Tandoor Palace też mnie niestety nie powalił - nie pomogły nawet entuzjastyczne recenzje Oli Lazar na gastronauci.pl Zjadłam - za pierwszym razem - baraninę tandoori - była w porządku, ale bez odlotu. Za drugim - navratan korma. Klęska. Ale mają tam dobre roti i raitę. Wszystkim fanom navratan kormy polecam krakowskiego (h)Indusa na Sławkowskiej. Jak kucharz ma dobry dzień, to robi z tego dania cudo.

A tobrze zabrał mnie i k na stadion. Już raz tam byłam, ale cóż - o 3 rano na zupę było jeszcze za wcześnie. Tym razem trafiliśmy między stragany za późno na zakupy, ale na zupę w sam raz, czyli ok 12.30. Zupa won ton jest boska. Sajgonki również.

środa, 1 października 2008

jestem czy mnie nie ma?
kto zgadnie?

niedziela, 21 września 2008


na mentalnych walizkach.
patrze na inne nie decydując się na swoje.
przeczekiwanie. poprawiam co chwilę włosy.

w moim łóżku śpi . Ja mam kołdrę białą, on niebieską. Białej nie chciało mu się szukać.
Małe rzeczy wyznaczają ton całości. Ton(aż!).




wtorek, 2 września 2008

wtorek, 26 sierpnia 2008

Miazmaty

W 1980 roku spotkania Beate Bartel, Gudrun Gut, Blixy Bargelda i N.U. Unruha zapoczątkowały Einstürzende Neubauten. Beate i Gudrun odłączyły od tego składu dość szybko, tworząc zespół Mania D. Później Gudrun z Bettiną Köster grały pod nazwą Malaria.


Malaria Your time to run

W końcówce lat 80 i na początku 90 Gudrun stała na czele berlińskich kobiecych kapel: Matador and Madame Bovary. W 1988 założyła wytwórnię Moabit Records, skupiającą się na kobiecym graniu.


Fragmenty dokumentu z lat 80 "Girls Bite Back". Bettina Koster, Beate Bartel i Gudrun Gut.

Jeden z ostatnich projektów Gudrun to The Ocean Club. Pierwsze CD (2004, Intercord/Alternation Rec) to jej muzyka i głosy: Anity Lane, Ingi Humpe, Myry Davies i Blixy Bargelda.


Yadi Yadi - senny głos Anity Lane i twardy Gudrun Gut

W 2007 Gudrun wydała 'I put a record on' z Move me - kawałkiem, który tkwi w mojej pamięci od kilku miesięcy. Album ukazał się w wytwórni Monika Enterprise, której Gudrun jest założycielką. Co jeszcze ukazuje się w Monika Enterprise można sprawdzić tu. A jest to m.in. Burka Band - 'pierwszy afgański girlsband', który w 2003 roku narobił szumu w mediach.


Gudrun Gut - Move me

Gudrun Gut zaczęła współpracę z Myrą Davies w 1991. Połączenie głosu z Vancouver i berlińskiej muzyki dało nowojorski efekt, czyli coś, co brzmi trochę jak Laurie Anderson. Od tamtego czasu ukazały się 3 albumy zatytułowane Miasma.


Miasma - Myra Davies i Gudrun Gut - Taxi



Princess z tekstem na podstawie teorii psychoanalitycznych Karen Horney

1 sierpnia 2008 wyszła EP Myry Davies 'The girl suite', a wkrótce po niej LP Cities + Girls. Fragmenty do odsłuchania tu.



'My friend Sherry' o podziemiu aborcyjnym w połączeniu z chwytliwym podkładem można posłuchać tu. Tekst poniżej:

"Back in the early Sixties, in those oh so 'Happy Days'…

Chorus: My friend Sherry with her red dress on, she could do the shimmy all night long. Sherry Baby won't you come out tonight? Tell your mom everything is all right.

But it wasn't all right back in the early Sixties, in those oh so 'Happy Days'.
No birth control. Criminal abortion (Russian roulette) was the only game in town. Many a girl took that chance. Sherry did. Here's how it went in those oh so 'Happy Days'.

The girl finds a doctor, agrees on a price, rents a motel room — doesn't have to be nice. Sheets and towels her mother won't miss and her best friend has to agree to assist cause the deal with the doctor is, if things go wrong, he's going to run. The best friend is there to call 911.

Spread-eagled on a table in a cheap motel room, waiting for the drugs to kick in, she wonders if it's Door Number One or Door Number Two. With God, the odds always favour the house. To stop the thought that she might die, she tries to think of lemon pie. Mom. How upset she'd be if she knew what's happening to me. Oh, I forgot, in case I die, I wish I'd said Goodbye. Opps! Now she needs to throw up. And all the while the doctor's poking around down there, trying to make enough of a tear to bring on a miscarriage and not a hemorrhage.

If all goes right, there's no need to run. No call to 911. The doctor splits. The girl goes to Emergency, feeling ill of course. But she doesn't care. She's got her life back. That's not how it went for my friend Sherry.

(Chorus)

Sherry couldn't find a doctor so she settled for a med student knowing, if he punctured 'x' instead of 'y', she could die. And she did. At seventeen, Sherry Baby was dead.

Help me out here. Why in God's name does anyone what to go back to that?

(Chorus)"

Obecne Gudrun prowadzi dwugodzinną audycję, trwającą od 1 do 3 w nocy z niedzieli na poniedziałek w berlińskim Radio Eins.

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Śląski Central Park

Tomek, co to go ostatnio spotkałam w pociągu jadącym z Suchej do Krakowa, trafił do Chorzowa z holgą. A potem z mikrofonem.
Z nudów zapewne.
Efekt tu.

Ostatnio kolekcjonuję zbiegi okoliczności.

środa, 6 sierpnia 2008

krótkie wakacje w Stilo

Październikowa pogoda, 3 dniowy urlop. 1800 km, prawie 150 litrów benzyny. Ryba smażona i frytki. Sztorm, drzewo pękające w nocy na polu namiotowym. Zupa marchwianka. Dawno nie pita herbata z cytryną i cukrem.
Stilo.
Bajery bałtyckiej riwiery.

sobota, 26 lipca 2008

Len Lye, Cavalcanti, Britten i Auden, czyli brytyjska awangarda filmowa



Film 'A colour box' powstał w 1935 na zamówienie brytyjskiej poczty.

W CSW można było - przy okazji wykładów towarzyszących wystawie o Themersonach - obejrzeć inne filmy, które powstały z budżetu poczty: 'Coal Face' Cavalcantiego oraz 'Night mail' w reżyserii Watta i Wrighta. Przy obydwu pracował W. H. Auden, a niesamowitą zresztą muzykę skomponował Benjamin Britten. Night Mail można zobaczyć w całości na Youtube.
A wiersz Audena ilustrowany muzyką Brittena znajduje się tu.

bajo blog

Bajo zrobiła wrzutę na swoim blogu. Jestem tam w dwóch i pół odsłonach. Pół, bo na jednym ze zdjęć reprezentuje mnie stopa.

piątek, 11 lipca 2008

Antologia Polskiej Animacji Eksperymentalnej

Polskie Wydawnictwo Audiowizualne wydało trzeci album z serii poświęconej filmowi animowanemu. Tym razem jest to antologia polskiej animacji eksperymentalnej. Szczegółowa lista filmów znajduje się tu. Wyboru dokonał Marcin Giżycki. Na jego liście oczywiście znaleźli się m.in. Themersonowie, Lenica, Borowczyk, Rybczyński, Antonisz i Kucia.

niedziela, 6 lipca 2008


Obiad zjadłam w towarzystwie Laurie Anderson.
Big Science ma tyle samo lat co ja.

sobota, 5 lipca 2008

Made in Podgórze

6 lipca - czyli w niedzielę - od 10 do 20 na Rynku Podgórskim można będzie zobaczyć i kupić rzeczy stworzone przez rzemieślników, którzy w tej dzielnicy mają swoje warsztaty.
Ciekawa jestem, czy będzie to standardowy odpustowy kicz, typu obrazki na szkle i aniołki z masy solnej, czy rzeczywiście mamy się czym pochwalić, tylko o tym nie wiemy.
Zainteresowanych odsyłam do tekstu Reni Radłowskiej.
Lista wystawców tu.

lektury bez śniadania. moje nowe życie.

Po wizycie na placu na stawach i w almie, zakupieniu: kawałka łososia dla jednej osoby - zjem go tak jak ostatnio, z serkiem kozim - , schabu na pieczeń, kremu musztardowo- miodowego (element marynaty do schabu), botwinki, brzoskwini, małego koszyczka malin, kilograma czereśni, garści pięknych smukłych fioletowo-granatowych winogron, kilograma bobu, wstąpiłam do consonni na kawę z miodem i ciastko. Wciśnięta za ekspres do kawy przejrzałam rzepę, wzrok zatrzymał się na chwilę na rzeczy o książkach, szybko pobiegł dalej i skupił się na pół minuty czytając o kulinarnych sposobach na upał.
Postanowiłam, że będę o siebie dbać. Co z tego, że jestem sama. Nie jedzenie nie jest równoznaczne z samowystarczalnością. Jestem sama, tak zdecydowałam i ma mi być z tym dobrze! Trudno, ku zgrozie pani na rybnym, będę kupować małe kawałki filetu z łososia. 5 plasterków wędliny. Garść winogron. Mały koszyczek malin. 1 brzoskwinię.

Ale miałam pisać o czymś innym. Zwykle czytanie rubryki hit/kit w wysokich obcasach niesie ze sobą mieszane uczucia. Tym razem Paulina Reiter pisze o albumie Mass Kotek "Miau, miau, miau", ale staje się to pretekstem do napisania o tym, żeby nie czuć się lepszym tylko dlatego że ma się inną świadomość, zaplecze kulturowe i marzenia. A to zawsze mi w polskim wydaniu feminizmu przeszkadzało. Mnie kobiety, o których pisze Reiter, a śpiewają Mass Kotki fascynują i przerażają. Nie mam jednak dostępu do ich świata i ich pragnień, ich rozczarowań, ich złudzeń, ich radości i problemów. A kropką nad i jest tekst "dziewica na sprzedaż". To już drugi dobry numer obcasów pod rząd.

Wstaję z kanapy, którą przesunęłam pod okno. Tym znudzonym opcją shuffle i swoją biblioteką muzyczną, polecam radio FM4. Pisałam już o nim wcześniej, ale słuchałam ostatnio raczej połamanego Shirley and Spinoza.

PS. Wiem, że właściciel kolarki, którą bez pardonu zaparkował na moim przewróconym obok almy rowerze nie czyta tego bloga, ale inni właściciele rowerów czytają. Błagam, nie utrudniajmy sobie nawzajem życia. To naprawdę trudna rzecz, wyrwać zakleszczony rower, podczas gdy ten, który trzyma go w uścisku jest przymocowany do słupa sztywną blokadą. Jedną ręką trzeba podnieść cudzy rower, drugą wyszarpać swój, wściec się że pedał kolarki zaklinował się przy zębatce. Kobietę, która ma słabszy dzień może to doprowadzić do płaczu. Ja klęłam siarczyście. Wyprzedzam pytanie - nie, żadna z 20 przechodzących osób, nikt spośród tych stojących na przystanku nie zaoferował mi pomocy.

środa, 2 lipca 2008

I had not done so for a whim


ukradłam to Pawłowi. nie mogłam się powstrzymać. to jest mój rysunek teraz właśnie. fragment 'The Osbick Bird' Goreya. dziękuję.

An osbick bird flew down and sat on Emblus Fingby's bowler hat.
It had not done so for a whim, but meant to come and live with him.
On Fridays Emblus played the flute; the bird now joined him on a lute.
The top of the zagava tree was frequently where they had tea.
They sometimes strolled beyond the town in time to watch the sun go down.
The cards got battered past repair as they played double solitaire.
And after that they would not speak to one another for a week.
They went to Periboo by car and places twice again as far.
In winter they were both discreet and wore galoshes on their feet.
Upon the river Oad the two were often seen in their canoe.
The years passed by in pressing weeds and making bell-pulls out of beads.
And when at last poor Emblus died the osbick bird was by his side.
He was interred; the bird alone was left to sit upon his stone.
But after several months, one day it changed its mind and flew away.


wtorek, 1 lipca 2008

Esbjörn Svensson Trio

Esbjörn Svensson zmarł podczas nurkowania, miał 44 lata.





Nie umiem nic ważnego napisać.

sobota, 28 czerwca 2008

wtorek, 24 czerwca 2008

ostatnio przeczytane

wpis z soboty 14 czerwca tu


A z łąki nieopodal mojego domu dobiega "O, Ela.. Straciłaś przyjaciela.."
I to nie jest żart.

poniedziałek, 16 czerwca 2008

Anioły w Ameryce w lipcu w Warszawie

Spektakl Warlikowskiego Anioły w Ameryce zostanie zagrany 4 -6 lipca, 8-11 lipca. Szczegóły tu.

Udało mi się zobaczyć je dzień po premierze. I mam nadzieję, że uda się w te wakacje.

Factory 2 - nuda i ekshibicjonizm

Widziałam w sobotę Factory 2, lupowskie impresje na temat bywalców warholowskiej Fabryki. Zapisałam sobie na bieżąco odczucia. Nie będę nic dopisywać, mimo pierwotnych planów. W przyszłym sezonie bis...

Początek. Lupa/Warhol kpi, wciągając w chimeryczną, narkotycznie rozbudzoną, atmosferę. Jednocześnie chciałoby się czuć bezpiecznie i po prostu podglądać. Biegające po suficie światełka, śliczna srebrna scena. Przy włączonych światłach, oświetlonej widowni, ustanawia się widza.

Pomiędzy improwizacjami, krzykami, projekcjami video mamy Warhola, który jest bardziej obserwatorem, niż inicjatorem wydarzeń. Ma się wrażenie, że największą przyjemność sprawia mu to, na co w tej właśnie chwili ma ochotę, naklejanie srebrnych gwiazdek. Jego sztuka staje się przypadkiem, ze znudzenia. Andy gubi się między sobą, a rolą, w jakiej widzą go osoby biorące udział w jego eksperymentach. To pęknięcie wyczuwają Viva i Paul. Kapryśny Warhol im również się wymyka.


Tim Buckley - Sweet Surrender

Świadomość obserwowania drastycznie zmienia rzeczywistość. Zwraca uwagę scena Edie i Paula, w której on próbuje utrzymać granice, wcisnąć pauzę w odgrywaniu rzeczywistości. Prowadzić nudną rozmowę.

Lupa nie imituje energii filmów Warhola. Bawi się wyobrażeniami, śmiesznościami, obsesjami, autokreacjami bywalców Fabryki. Ale gdy po scenie Coca cola i śmierć Lupa stawia widza na przeciwko prawdziwych bohaterów Fabryki (w fragmencie Chelsea Girls oraz Women in Revolt), odczuwa się w nich coś innego niż teatrze Lupy.

Przeglądając blogi, których autorzy przeglądają allegro znalazłam to:

Śliczne, prawda?

niedziela, 15 czerwca 2008

Arvo Pärt

Kraków, 19 czerwca 2008 r. czwartek, godz. 19.30,
Kościół OO. Augustianów, ul. Augustiańska 7

sobota, 14 czerwca 2008

straciłam zapał.
bawię się żółtą gumką recepturką.
można ją zawinąć wokół wszystkich palców.
można na niej grać na złość kotu.

PS do posta o powieści rzece

Czytam też dzienniki Iwaszkiewicza i we fragmentach dotyczących podróży do Włoch w 51 roku znalazłam podobny, pełen zachwytu opis posiłku na pokładzie samolotu. Choć pewnie dla niego wszystkie te rzeczy znaczyły zupełnie coś innego. Ktoś jeszcze zna takie fragmenty?
Jak mi się będzie chciało, to przepiszę tu oba.

niedziela, 8 czerwca 2008

Salto. reż. Konwicki, muz. Kilar

Radiowa niedziela, niedzielne radio

W swojej wiecznej niedzieli skaczę ostatnio po internetowych stacjach radiowych. Bo znudziło mi się to, co mam na dysku, bo znudziło mi się to, co słyszę przypadkiem chodząc po Krakowie no i już mi brak magurowej porcji absurdu.
W pierwszym rzucie trafiłam na radio Shirley & Spinoza, czyli 'broken, bouncing mixed up radio waves from your planet', nadające na przykład wcale lub bardzo zmiksowane rytmy typu:


Edd Byrnes & Connie Stevens - Kookie Kookie


Lenny Dee

Można też usłyszeć zupełnie dziwne rzeczy, elektronikę opartą na 3 dźwiękach, a chwilę po tym Stojadina Trajkovica, czyli serbskie disco i ścieżkę dźwiękową z filmów Disney'a, fake - wywiady Joan z przeróżnymi postaciami, jak np. z Kissingerem, który zwierza się, że od zawsze to właściwie chciał śpiewać. A potem jodłowanie De Zurik Sisters. Niedzielny poranek był sielankowy.

Odnalazłam też, mniej absurdalne, Der Alternative-Music-Kanal, czyli nadawane z Austrii radio FM4, które kojarzy mi się z podróżami do Arco i wszędzie indziej na południe.
Kilka lat temu przejeżdżając przed wschodem słońca przez jednostajne, rysowane od linijki austriackie pola, ku dzikiej radości usłyszeliśmy nic innego jak Trebunie z Twinklami.

Na listę absurdalną radiową dopiszę też polskie radio Sitka, podrzucone kiedyś na prawdziwie niedzielny poranek przez Karola. Audycja niedzielna ma tytuł 'Śniadanie na bani' i trwa jakoś tak do obiadu.
Co absurdalnym nie jest.

wtorek, 3 czerwca 2008

gofry

Szukam przepisu na gofry takie jak z dziecięcych wspomnień. Cafe bar Maleńki na rynku w kiedyś moim mieście. Byłam tam ostatnio. Nadal mają starą, ciężką żeliwną gofrownicę. Ale gofry już inne. Sztuczne polewy i klimatyzacja.

Przypomniało mi się, bo znalazłam ustalone z Agatką proporcje na chrupiące gofry. I go tu zapisuję, żeby się nie zgubił. Ja wolę inne, miękkie, z kruchą skorupką. Słodsze.
3 jajka, sól, 1 łyżeczka proszku, 1 sody, 2 szklanki ikea mąki, 2 mleka, 1/3 szklanki ikea oleju, cukier do smaku.

poniedziałek, 2 czerwca 2008

O powieści - rzece, której nie trzeba forsować

Pożyczyłam od Bajo książkę. Jako że moja sterta przy łóżku zaczęła wymagać skatalogowania nie zabrałam się do niej od razu. Tym bardziej, że 2 dni zabrało mi połknięcie wygranych podczas gry RPG w Miejscu książek Highsmith. (Sławka prowadziła grę o mordowaniu, drobnych kradzieżach, porwaniach i przebiegłych kobietach. Mi przypadła rola Marka Frosta, a wszystko działo się jeszcze zanim Frost zamoczył palce w Twin Peaks. Nagrodą za wcielenie się w postać i wypełnienie wszelkich wymyślonych przez mistrza gry zadań były 3 książki o panu Ripleyu. Zresztą obecnym na tym spotkaniu, ramię w ramię z zmarłą 13 lat temu autorką.) Jakoś dawno nie czytałam książek na jeden wieczór. Pan Ripley pojawił się w odpowiednim czasie.
Książka od Bajo to 'Forsowanie powieści - rzeki' Dubravki Ugresic. Nie pokuszę się o jakąkolwiek całościową recenzję, ponieważ jestem na stronie 87.
Festiwal literacki w Zagrzebiu przynosi okazję do ironicznego spojrzenia na literatów i ich satelity. Poczucie humoru i spostrzegawczość Ugresic rozbrajają.
Ironiczne spojrzenie Dubravki


Ugresic miksuje w finezyjny sposób słowa klucze kultury popularnej, ze śmiechem 'demaskuje' powierzchowność i dezynwolturę sposobu bycia pisarzy, od których świat wymaga przecież czegoś więcej.
Świetna jest postać Wandy - kochanki Ministra, która zakupiła podręcznik seksu, wybrała 10 z propozycji, zapisała na karteluszkach, po czym wrzuciła do różowego szydełkowego kapelusza, aby potem niecierpliwie losować spośród nich pozycję na spotkania z ukochanym.
Minister mimo że najchętniej pozostałby przy pozycji misjonarskiej, która również trafiła do kapelusza, z oddaniem i cierpliwością poddaje się rządom Wandy.
Oprócz loterii seksualność Wandy uruchamiają... zgony słynnych ludzi, których 'kochała wierną i trwałą miłością istot anonimowych'. Ale to trzeba przeczytać!
I taki mały, osobisty, kąsek - list Cecylii do Peera, w którym opisuje ona podróż samolotem i 'dziecięce podniecenie' na widok stewardessy ciągnącej wózek z posiłkami. Co tym razem znajdzie się w pudełeczku? Czy będzie smakował posiłek grzeczny, równiutki i śliczny, jak z domku dla lalek?
Bajo! Dziękuję.

Hihi. właśnie przeczytałam, że na po angielsku tytuł to Fording the Stream of Consciousness.

piątek, 30 maja 2008

Skalpel w Prozaku

7 czerwca o 22 za 10 polskich nowych złotych można zobaczyć w Krakowie Skalpel.

'So far' z obrazem 'Tramwaj' Kieślowskiego:


'Fairy tale from a dusty crate':

Stołeczno Królewskie Festiwalowe Miasto Kraków.

Błonia stały się krakowskim śmietnikiem. Nie mam na myśli śmieci, którymi zajmuje się MPO, ale te, które wypadają z kieszeni pracownikom krakowskiego biura festiwalowego, czy też biura promocji.
Piszę z perspektywy mieszkańca Krakowa, który mieszka w sąsiedztwie tej podobno największej na świecie miejskiej łąki, na której, jak co weekend mamy kolejny wspaniały koncert, o którym nikt nie wie i nikt w nim nie bierze udziału. Tym razem jest to Eric Serra w ramach krakowskiego festiwalu muzyki filmowej.
Festiwal. Kolejny drażliwy temat w mieście, które aspiruje do roli polskiej stolicy kultury. Po latach posuchy i królowania na rynku tańców dworskich i innych imprez, które miały większą obsadę niż widownię, krakowscy włodarze postanowili zaprosić do miasta "coś nowszego". Ha. I mam wrażenie że tak się to właśnie odbyło:
Biuro promocji. Zebranie na temat "Strategia promocji. Zmiana profilu turystów odwiedzających Kraków".
"Zaprośmy do miasta jakichś artystów, co by się młodym ludziom podobali", powiedziała pewnego deszczowego dnia pani Ania do pana Michała.
Pan Michał odpowiedział, "Wspaniale. Wobec tego najlepiej zrobić festiwal".
Zawsze brzmi przecież lepiej niż po prostu koncert. No to mamy wielu "jakichś" artystów na wielu "jakichś" festwialach.
Skądinąd wiem, że plany miejskie są ambitne. Mamy "unikalny na skalę kraju projekt kulturalny" 6 zmysłów. Super.
Wyszło jak zwykle. Kulturalny odpowiednik bicia rekordu na największy garnek bigosu.
Problem w tym, że świat przerzuca się na zdrowe, ładnie podane jedzenie. A kraków serwuje nam gar nowych niestrawnych festiwali z każdej nieomal bajki. Czemu nie zrobić 2 -3 festiwali porządnie? Na nich skupić wysiłki promocyjne, zdobyć media i sponsorów? Jaki jest sens w produkowaniu kilkunastu imprez (w tym 4 zupełnie nowych), które nie mają nawet szansy na porządną promocję (bo skoro promocja jest kiepska w samym Krakowie, to po co mówić, że "stawiamy na młodą ambitną publiczność z całej Europy")? Czemu nie robi się porządnych analiz, nie bada trendów? Nie podgląda innych, którym już się udało? Nie próbuje się znaleźć swojej niszy, tylko strzela na oślep? I chyba najważniejsze - czemu nie sprawdza się swojego podwórka? Być może mamy tu imprezy, którym warto poświęcić trochę uwagi. Może lepiej to je doinwestować, obudować dodatkowymi wydarzeniami.
Nie chcę wyjść na defetystę. Cieszę się, że moje miasto zaczęło spoglądać w inną stronę. Ale czemu sika pod wiatr?
I błagam, zamiast kolejnych festiwali - 1 porządna hala koncertowa. Pozwólmy mieszkańcom okolic Błoni otwierać wieczorami okna.

Jak to powiedział pan B - utkwił nam ten ziemniak w XIX wieku i tkwi.
Wielkomałomiasteczkowość.

wtorek, 20 maja 2008

Parter, rząd 3, miejsce 25
21.05, 20:00, Sala Kongresowa

poniedziałek, 19 maja 2008

D.O.M.E.K.

Wydawnictwo Dwie Siostry postawiło na polskich ilustratorów. Po serii Mistrzowie Ilustracji, czyli wznowieniach znanych i lubianych książek dla dzieci, wydało D.O.M.E.K., czyli opowieść o 35 Doskonałych Okazach Małych i Efektownych Konstrukcji.

Aleksandra Machowiak i Daniel Mizieliński, absolwenci Wydziału Grafiki warszawskiej ASP, wzięli na warsztat 35 domów stworzonych przez architektów z całego świata. W książce 20 na 20 cm pomieściły się najciekawsze projekty domów mieszkalnych ostatnich 50 lat - począwszy od zaprojektowanego przez duet Lammers-Zeiser Dragspelhuset, Domu - Akordeonu (w książce nazwanego Żółwiem), który rozciąga się, lub kurczy w zależności od pory roku, po Natural Ellipse autorstwa Masaki Endoh i Masahiro Ikeda.

Dragspelhuset


Natural Ellipse
Natural Ellipse w D.O.M.E.K.u nazywa się jajko i wygląda tak:


Każdy z domów został opatrzony legendą, dzięki której można sprawdzić kiedy powstał, czy stoi w mieście, z jakich surowców został wykonany, czy jest przyjazny dla środowiska. Z krótkiej i dowcipnej historyjki dowiemy się, czym kierowali się architekci podczas wymyślania tak nietypowych konstrukcji. Mamy też mapę, by łatwo zlokalizować domki na świecie.
Co fajne - strony D.O.M.E.K.u, a także i domki są zaludnione. Na półkach stoją książki, a na podłodze rozrzucone są zabawki.
Książka w księgarniach już za 2 tygodnie.

Więcej można zobaczyć na kapitalnej stronie internetowej twórców. Warto wleźć wszędzie gdzie się da (w tym koniecznie na zakładkę 'kontakt') i pooglądać czym jeszcze się zajmują! Przegrzebać portfolio by obejrzeć fragmenty książki Ebenezer i gadające drzewa, albo Alicji w krainie czarów:




niedziela, 18 maja 2008

W domu dobrze, ale wszędzie najlepiej.

W cudzych butach przemierzałam Warszawę, w pożyczonych zielonych skarpetkach tańczyłam do muzyki wydawanej w jadłodajni przez śliczną bosonogą djkę. Wraz z dwiema dziewczętami i chłopcem promującym swą głową Polskie Koleje Państwowe próbowałam oszukać czas na stadionie 1000 lecia chodząc za miską zupy. Czyli weekend z Emi i Bajo.
Spis treści bloga na dni najbliższe:
-Targi Książki odczytane pod kątem ilustracji i książek dla dzieci
-kilka słów o Herzogu i jego dokumencie Encounters at the End of the World
-o tym, że jednak przeczytałam książkę, która uczy jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało

Na koniec smutna wiadomość. Od czerwca Magura znika z radia jazz. Brak słów.

poniedziałek, 12 maja 2008

Robotobibok

Wrocławski kwartet Robotobibok (z okazji 10 urodzin?) przestaje się obijać i wraca do koncertowania. Najbliższy koncert - w piątek, w krakowskiej Alchemii, potem dwa razy wystąpią w stołecznym Akwarium, by w czerwcu trafić do Zielonej Góry, a następnie do Łodzi, z postojem w Izraelu. Szczegóły tu.

Tym, co Robotobiboka nie znają polecam ich stronę na myspace. Poniżej coś na zachętę.


Do zobaczenia w Alchemii.
A w weekend Wwa, Targi Książki i Planet Doc Review. Wraz z Emi i Bajo :)

PS
Niestety, koncert okazał się być kiepski. Zdecydowanie nie dla osób, które lubią przepływ energii pomiędzy sceną a widownią. Ostatnie 2 kawałki dość miłe dla ucha, reszta sucha, techniczna. Nudna. Krzyś musiał przedefiniować sobie listę rzeczy, które zrobi i może umierać. Koncert robotów obiboków wypadł mu z listy i ma lukę.

czwartek, 8 maja 2008

muzyka na dzisiejszy wieczór



Jak ktoś nie ma dość - niech zerknie tu. Bugge Wesseltoft dzieli się muzyką, w tym Nickeltoe z 'Merriwinkle' Sidsel Endresen.

Szkoda tylko że musi przekrzykiwać Błonia. Niestety, zaczął się sezon na koncerty polowe, pielgrzymki i inne arcyciekawe imprezy, których rozbryzg* wymaga ramy dwóch stadionów piłkarskich. Kto mnie przyjmie 28 czerwca, kiedy to wyciągnięta z dna szafy Celina Dionova zatańczy i zaśpiewa na krakowskiej łące? A może kontrparty na balkonie?

*(miał być rozmach, ale rozbryzg lepiej oddaje)

Niepoważnie w Muzeum Narodowym

Wystawa 'Ale zabawki' wpisuje się nawet nie tyle w trwający w naszym kraju baby boom, co w nostalgiczne wspominanie dzieciństwa. Do zabawy wystarczyła kałuża, dżdżownica i zestaw łopatka + wiaderko. Zniszczenie sekretu zakopanego koło murku za transformatorem spotykało się z śmiertelną obrazą ze strony jego twórcy. Przeprosić można było wynosząc na dwór saszetkę vibovitu albo surową parówkę. A raz w tygodniu przyjeżdżał rozpadający się błękitny fiat 126p i podwórko pachniało watą cukrową. Wszystko było prostsze.
Więc tęsknimy za kalejdoskopami, czeskimi kolorowymi bąkami. Oglądamy radzieckie kreskówki. Cieszymy się jak dzieci na widok kredek Bambino. Przypominamy sobie sygnały czechosłowackich dobranocek.


Na warszawskiej wystawie zostaną pokazane zabawki projektowane przez polskich artystów począwszy od lat 40 XX wieku, znajdujące się w kolekcji Ośrodka Wzornictwa Nowoczesnego Muzeum Narodowego.

Jamnik, Jan Kurzątkowski, 1945–1946

Antoni Kenar, PLTP Zakopane, Zabawka, 1946-49

Obok tych powstałych ponad 50 lat temu, autorstwa na przykład Antoniego Kenara, Jana Kurzątkowskiego, Władysława Hasiora czy Anny Narzymskiej - Praussowej zobaczyć
będzie można zabawki stworzone obecnie. Ale nie będą to rzeczy z sklepowych półek, a przede wszystkim zabawki, które próbują na fali ekologii, powrotu do wykorzystywania w designie jedynie naturalnych materiałów i klasycznych technologii oraz tęsknoty za niepowtarzalnością i prostotą, stanowić konkurencję dla plastikowej masówki. Tym samym na wystawie znajdą się zabawki zaprojektowane przez Natalię Luniak z Kalimby, drewniane zabawki BAJO, misie Endo, czy składane zabawki z Fabryki Zabawek Trzymyszy.pl.

Zabawka jest czymś, co oswaja z "prawdziwymi" przedmiotami. I dlatego ważne jest, żeby nie była zbyt dosłowna. Otwierała wyobraźnię, a nie narzucała formę i funkcję. Cieszy, że ktoś próbuje zaczarować rzeczywistość. Wydaje mi się, że to raczej rodzice na tej wystawie będą rozdziawiać buzie z okrzykiem "Ale zabawki!".

Wystawa warszawskiego Muzeum Narodowego potrwa miesiąc, począwszy od 1 czerwca. Towarzyszy jej katalog wydany przez wydawnictwo BOSZ.

Kalendarz przestał być potrzebny

Na maj mam dwa wpisy.
Dentysta.
PJ Harvey.

Ja chcę pracę.
Już.

Nawet listonosz się przyzwyczaił, że nigdy mnie w domu nie ma.
A krakowska puszka coli wita mnie po radosnej stronie życia. W mniejszym - 250 ml formacie.

PS (19 maj)
w 2/3 maja stwierdzam - bez kalendarza jest jedynie lżej.

Miesiąc Fotografii 2008

Kraków fotograficzny.
Już jutro otwarcie - o 18!
Program do ściągnięcia tu, a do obejrzenia tu.
Karol o miesiącu tu.
A strona tu.
W sobotę warto zajrzeć do mleczarni.

niedziela, 4 maja 2008

Somewhere else before

Ostatnio uświadomiłam sobie, że będąc dziewczynką wyobrażałam sobie jak będzie wyglądało moje życie, jak będę miała te 25 lat. Jak każdy. Nie napisałam do siebie listu, więc są to wyobrażenia na temat wyobrażeń, ale i tak wywołało to niepokój.
Podglądanie innych pokazało, że daleko mi do stabilizacji. Gdzieś rozmyła się wizja - pick one model and stick to it.
Na razie mam trzy zęby mądrości do wyrwania. Może coś przyjdzie w międzyczasie?

TRACEY EMIN
With you I want to live, 2007

czwartek, 10 kwietnia 2008

'Jagoda' Joanny Bednarz

Miałam się powymądrzać o zmieniającym się odbiorze komiksu i miejscu tej formy wypowiedzi w kulturze polskiej, o tym że dużo, coraz więcej wydaje się u nas komiksów mądrych, delikatnych, bardzo osobistych, ale może innym razem.
A pretekstem, miał się stać konkurs 'Daję radę' Fundacji Dzieciom "Zdążyć z pomocą" i komiks, który zwyciężył w kategorii student, czyli 'Jagoda' Joanny Bednarz:





A z wiadomości komiksowych ucieszyło mnie ostatnio, że Kultura Gniewu wyda 'Klezmerów' jednego z moich ulubionych Francuzów - Joanna Sfara. Mam nadzieję, że Post wypuści niebawem trzeciego Kota Rabina - Wygnanie. Tkwi w zapowiedziach i tkwi...

środa, 9 kwietnia 2008

Wesołe po-łowy z Krzysiem po drugiej stronie skype. Zaczęło się od szukania na ebayu zastępstwa dla nieśmiertelnych timberlandów pana p., których ma 2?, 3? pary.
Potem przypomniał mi się mój obiekt marzeń - zauważona w Transameryce wiewiórka ruszająca główką - zaoceaniczny odpowiednik uroczego buldożka jeżdżącego często w fiatach 125p.
W poszukiwaniach (po raz kolejny nieudanych) trafiłam na stronę www.roadkilltoys.com:

Następny w kolejce jest jeż... Każda zabawka ma dołączony przeźroczysty worek na zwłoki. Koszt: 25 funtów.
Zwierzątko skojarzyło mi się z THE GREAT SLUMBER a.k.a. Blood Puddle Pillows:


A Krzyś na króliczka odpowiedział ogniem:
Właściciel z Potosi w Montanie zachwala - idealny prezent dla cowboya.

poniedziałek, 7 kwietnia 2008

Ethiopiques

Niesamowite 23 albumy. 4' jest znana z Broken Flowers.

Z 4' - Mulatu Astatke
'Yegelle Tezeta'


'Yekermo Sew', a potem 'Tezeta'


A na koniec otwierająca 7 'Ere Mela Mela' Mahmoud Ahmeda


No i mamy etiopską inwazję w zmieniarce naszej posiniaczonej 9-3.

poniedziałek, 31 marca 2008

ząb, zupa zębowa

Nie mam jednej z ósemek. Właściwie, to nie byłam do niej specjalnie przywiązana, bo nawet nie pozwoliłam jej do końca wyjść.
Mam za to woreczek z lodem przymocowany do twarzy i szwy do ściągnięcia w poniedziałek.
Jeszcze nie boli. Bartek torturuje mnie zapachem marynowanej przez 3 dni polędwicy. Ja to sobie ją mogę co najwyżej zmiksować i wciągnąć przez rurkę.
Wszyscy straszą skrzepem, a właściwie jego wypłukaniem i pustym zębodołem. Przysyłają kondolencje.
A zęba mi usuwał pan dentysta, co wyglądał jak poseł Misztal po pobycie w Dubaju. I miał blond asystentkę, która kładła mi chłodny okład na czole, po tym jak mi się ciemno przed oczyma zrobiło mimo kompletu jarzeniówek nad moją głową. I mówił do niej Misia. Misia, mocniej mi ten policzek odciągnij. Szerzej.

wtorek, 25 marca 2008

tylko przyjaciele nie dają ściągać

myślę o podróżowaniu.
o tym, czy rozgrywa się bardziej w świecie, czy bardziej w głowie.
i przypomniał mi się Dygat. podróż - rozdział pierwszy.
o tym, że jest się nieswoim. że się czuje, że coś mogło być inaczej niż jest. że się oczekiwania co do siebie i świata miało i się nie wie teraz czy to świat ich nie spełnił, czy my sami.
i tak bardzo chciałoby się na świat zwalić.
a ma się uczucie, jakiego doznawało się kiedyś, idąc do szkoły z nieodrobionymi lekcjami.
choć nie do końca chyba. to bardziej niejasne uczucie, że się miało j a k i e ś lekcje, i że się j a k i c h ś lekcji nie odrobiło.
nie wiem, czy dokładnie Dygat o tym pisze, ale ja o tym myślę.
a Dygat pisze:
"A co robi uczeń, który nie odrobił lekcji?
Odpisuje z zeszytu kolegi."