czwartek, 28 lutego 2008

NYC Tout doucement

Ostatnio w swojej manii oglądania filmów i seriali, które toczą się w NYC, trafiłam na Mad Men opowiadający o świecie agencji reklamowych działających na początku lat 60. Serialowa fabuła dość wątła, ale obrazki miłe dla oka. Oglądam go głównie dla atmosfery, wnętrz, ubrań. Świat, o którym opowiada różni się od tego pokazywanego w typowym amerykańskim serialu. Inna jest też czołówka


Co do innych czołówek



Dobre są jeszcze te z Dextera, nie wspominając o Six feet under.

A z Mad Men skojarzyło mi się to:

nie ma tytułu

ostatnio jestem zakręcona mocniej niż słoik z konfiturą truskawkową, więc wpisów nie ma i jeszcze chwilkę nie będzie. po prostu jak nie muszę siedzieć przy kompie, to go unikam.
no może z wyjątkiem chwil gdy zmienia funkcję na odtwarzacz Przystanku Alaska - dziękuję Ci Krzysiu :)

poniedziałek, 18 lutego 2008

'trying to look good limits my life' i inne bon moty - Stefan Sagmeister

Stefan Sagmeister znany jest m.in. z tego, że w 1999 pociął się nożykiem do papieru. Jak sam stwierdził - bolało jak diabli. Ale opłacało się, bo jego plakat dla AIGA stał się jedną z ikon projektowania graficznego lat 90.
Znany jest też z projektowania okładek i opakowań dla muzyki, którą lubi (dostał za to kilka nagród grammy). To, co o nim warto wiedzieć, napisano tutaj. Zajmował się projektowaniem i typografią (współpracował np. z Marian Bantjes). Pracował dla kilku agencji reklamowych. W końcu założył własną. Z siedzibą w NYC. W 2000 roku wziął sobie wolne i skupił się na 'trochę' innej pracy:


Na tej stronie można obejrzeć prace agencji Sagmeister Inc.
Kapitalne są jego typograficzno - interaktywne gry z otoczeniem:



Więcej (także innych autorów) można zobaczyć tu, na stronie poświęconej wydanej przez Sagmeistera książce pt. 'Things I have learned in my life so far'.


Warto pogrzebać na YouTube w poszukiwaniu wykładów typu ten. Posłuchać o byciu przesądnym i liście zapierających dech w piersiach wydarzeń w jego życiu. Cieszyć się codziennością. I oczywiście designem.
I pooglądać inne ruchome makatki. Np. , będącą efektem pobytu w Hong Kongu i fascynacją bambusowymi rusztowaniami.


post ten jest ciągle w produkcji ;)

PS (Post ten przestał być w produkcji po tym, jak w 2+3D #27 ukazał się artykuł o Sagmeisterze "Lekcja życia w szkole przetrwania" - polecam.)


niedziela, 17 lutego 2008

a ziemia kręci się dalej

Przez tydzień nie miałam internetu. Przegapiłam 2,5 magurów pod rząd. Przeczytałam do końca książki inne niż kryminały. Nie byłam na ciastku w Europejskiej. Zaczęłam witaminy brać. Ścięłam włosy. Zjadłam galaretkę z nóżek.

Meet the World




Więcej tu

niedziela, 10 lutego 2008

tiny public plaques



Więcej tu.

Petrol bombed jeep

Sandrine Pelletier


"You're Gonna Die", wool, 2005, 30x24 cm

2+3D i Nagi Noda

W kioskach jest już nowe, bardzo dobre 2+3D. Więcej jak przeczytam :)



Ale jest na przykład Nagi Noda:


Pozytyw 00

Do obejrzenia tu.
Warto!

A jak się chce mieć na własność, to po wypełnieniu krótkiej ankiety tu, można ściągnąć pdf.

czwartek, 7 lutego 2008

Utknęło mi to w głowie 2 tygodnie temu...

... i kto / co mi to wyciągnie?



Może Alinka coś zaradzi. Bo codziennie coś podsyła. Na przykład to.

poniedziałek, 4 lutego 2008

Nowe Trebunie z Twinklami

4 kwietnia 2008r. album Twinkle Brothers i Trebuniów Tutków "Songs of Glory/Pieśni Chwały" w sklepach. A jak na razie, to chłopaki siedzą na Jamajce i ogrzewają nagrany w listopadzie materiał.


A mnie w uszach gra Pierso godzina. Przy okazji 'górala' ;) z Rabki pozdrawiam, co to go nie doceniłam i mu ostatnio wysłałam coś, co zna lepiej ode mnie. Hej!

mój najlepszy przyjaciel i ja...

czyli o tym co można zrobić nie ruszając się z kanapy?

podpowiedź:
-nigdy nie należy znaleźć się w stanie uniemożliwiającym ruszenie się z kanapy
-jak już się jest w takim stanie, to należy sobie przyrzec, że się nauczy obsługi innego programu niż paint i naprawi się wreszcie aparat

loko mocyjna choroba

Smutno mi, bo mi 3 dni z życia uciekły przez jakieś pokarmowo - temperaturowe aberracje. Mój organizm sobie zaszalał. Spuchł, przegrzał się, tracił wizję. Niedobry.
Bilans strat: pomiędzy jednym snem a drugim wysłuchałam tylko 10 minut dj magury. To musiało zresztą nieźle wyglądać - półżywe dziewczę wstaje o 15:56, źle zauważa godzinę, więc myśli, że dopiero 6 po 15. Każe sobie szybko radio jazz ustawić pokrętłem, szczęśliwe że wewnętrzne budziki wezwały ją na cotygodniowe spotkanie (takie cotygodniowe spotkanie mi się z mszą skojarzyło, dziwnie te moje nie do końca zdrowe myśli krążą). A tu u dj magury gra, osz nawet nie pamiętam, chyba Peter Tosh, a po chwili magura dj podsumowuje pierwszą... godzinę audycji.
A takie energetyczne rzeczy wymieniał, po czym puścił jakiegoś longpleja swoje lenistwo tłumacząc dawną polską tradycją puszczaniana na 3.. 2.. 1.. longplejów całych. I puścił. Co, nie wiem, bo poszłam spać dalej. I mi się przypomniało, że dj magura mówił o dniu niedźwiedzia (niedźwiedź, co nad czasem panuje się akurat 2 lutego z boku na bok przewraca) zastąpionego przez świec święcenie. I tyle pamiętam jeszcze z soboty, że miałam pretensje do niego, że w połowie audycji ten niedźwiedź mu się odwrócił z energetycznych rzeczy na smętne.
Bo potem to już pamiętam, jak mamie mówiłam, jak się obudziłam po 22, że nie, że nie jest źle, że to ze stresu wszystko. No to ona mi temperaturę kazała zmierzyć. No cóż, wysoka była.
Za to w niedzielę, w jedynej właściwej pozycji, leżącej, przeczytałam sobie 2 kryminały, podsypiając w międzyczasie, jeden PRLowski, drugi irlandzki. Usprawiedliwienie mam - jak tylko się podnosiłam, to się czułam jak w tym jeepie, co mnie wiózł dawno temu do darjeeling (kupiliśmy sobie najtańsze miejsca- na tyle). Nic z widoków nie pamiętam, bo musiałam głowę między nogami trzymać.