poniedziałek, 31 marca 2008

ząb, zupa zębowa

Nie mam jednej z ósemek. Właściwie, to nie byłam do niej specjalnie przywiązana, bo nawet nie pozwoliłam jej do końca wyjść.
Mam za to woreczek z lodem przymocowany do twarzy i szwy do ściągnięcia w poniedziałek.
Jeszcze nie boli. Bartek torturuje mnie zapachem marynowanej przez 3 dni polędwicy. Ja to sobie ją mogę co najwyżej zmiksować i wciągnąć przez rurkę.
Wszyscy straszą skrzepem, a właściwie jego wypłukaniem i pustym zębodołem. Przysyłają kondolencje.
A zęba mi usuwał pan dentysta, co wyglądał jak poseł Misztal po pobycie w Dubaju. I miał blond asystentkę, która kładła mi chłodny okład na czole, po tym jak mi się ciemno przed oczyma zrobiło mimo kompletu jarzeniówek nad moją głową. I mówił do niej Misia. Misia, mocniej mi ten policzek odciągnij. Szerzej.

4 komentarze:

gosia pisze...

Niech Bartek nie kusi..ósemki są zbędne, tak jak wyrostek.i przykładowo takich tłuszcz na udach też..zdrowiej...

Anonimowy pisze...

Szkoda trochę postu o "lewej stronie żucia"... ;) Meta-fizyki nigdy dosyć.

manda pisze...

za miesiąc pojawi się kolejny ;)

x pisze...

jeszcze 3 i masz spokój.