niedziela, 5 października 2008

Dużo zmian. Dużo nowych rzeczy.

No i zmieniłam miejsce zamieszkania. Własne kilkadziesiąt na cudze 12. Z drugiej strony dobrze, że tylko 12, bo skoro na doprowadzenie do użytku tylko części z tych 12 zużyłam butelkę rozpuszczalnika acetonowego i pół doby... Walka o parkiet to wyczerpująca i narkotyzująca sprawa. Szczególnie gdy przedmiot zainteresowania ma ponad 60 lat, a od dobrych kilku przykryty był szczelną zieloną wykładzinową kołderką. Na amen miało to być sądząc po ilości kleju.

Uczę się słuchać radia. To przymus, bo wszyscy wokół słuchają. Stanęło na Tok fm. Trujki nie strawię.

Poznaję kulinarną Warszawę. Na razie bitwa mój żołądek kontra stołeczne jedzenie: 1:2. Namaste India z Nowogrodzkiej 15 utrzymała się przez niecałą godzinę. Olbrzymie ilości śmietany dodawane do sosu zabiły przyprawy i cały mój wieczór. A szkoda, bo samosy z baraniną były świetne. No cóż, tym samym najbliższa restauracja indyjska zostaje skreślona z listy. Nie wiem skąd tak wysoka ocena jedzenia na portalu gastronauci. Krakowski Indus ma jedzenie o niebo lepsze. Już mi brak navratan kormy.

Zakochałam się natomiast w piekarni Vincent na Nowym Świecie 64. Świetna kawa, pyszne croissanty, kapitalne bagietki. Stoliki wystawione na nasłoneczniony chodnik. Jako że jest czynna od 6:30 do "Uuuu" jak powiedziała obgryzająca końcówkę bagietki dziewczyna i udało mi się odnaleźć przejście z mojego podwórka na Nowy Świat, może czasem tam zacznę dzień?

Stolica poprawiła wynik na 2 Samirą. Ale wkroczenie tego gracza na boisko oznaczało pewnego gola. I torebkę na wynos z homos tahini, oliwkami, serem i pitą. I piniolami. I sokiem z granatów. Na razie nie umiem gotować w nowej kuchni, więc na widok półki z przyprawami tylko pociągnęłam nosem.

Dopisek - Tandoor Palace też mnie niestety nie powalił - nie pomogły nawet entuzjastyczne recenzje Oli Lazar na gastronauci.pl Zjadłam - za pierwszym razem - baraninę tandoori - była w porządku, ale bez odlotu. Za drugim - navratan korma. Klęska. Ale mają tam dobre roti i raitę. Wszystkim fanom navratan kormy polecam krakowskiego (h)Indusa na Sławkowskiej. Jak kucharz ma dobry dzień, to robi z tego dania cudo.

A tobrze zabrał mnie i k na stadion. Już raz tam byłam, ale cóż - o 3 rano na zupę było jeszcze za wcześnie. Tym razem trafiliśmy między stragany za późno na zakupy, ale na zupę w sam raz, czyli ok 12.30. Zupa won ton jest boska. Sajgonki również.

2 komentarze:

x pisze...

witamy. otoczymy początkującą należną troską.

manda pisze...

początkująca nie wątpi i dziękuje :)