czwartek, 31 stycznia 2008

It just made my whole life

A coś takiego znalazłam u karola w komentarzach. Niesamowicie się to otwiera. Co chwile coś wyskakuje. I jeszcze jedno - znajduje się tam pewna drobna rzecz, która ostatnio bardzo mnie nęci i często się w sieci łowi. Wykorzystanie książek jako nośnika i materiału do stworzenia czegoś zupełnie nowego.
Jako osoba, która ma obiekcje przed przerobieniem romansu dodawanego za darmo do gazety na prezent dla koleżanki, mam z tym problem. Książka jest dla mnie świętością i boję się ją naruszyć. Brzmi pompatycznie, ale coś w książce tkwi. W wąchaniu tej, którą się właśnie przyniosło z księgarni. W otwieraniu przesyłek z allegro i tkliwym przejeżdżaniu palcem po zagiętym rogu okładki. W bezradności, że klej, który spajał grzbiet wysechł i popękał. W przerażeniu, które tkwi głęboko, że te kupowane w antykwariacie pierwsze wydania (i często ostatnie) porozpadają się z winy kwasowej degradacji kwasów celulozy.
A tu ktoś tak po prostu bierze książkę i po niej rysuje. I do niej coś wkleja. Zachlapuje farbą.
Kusi.

złowione tu

PS
Romansu wtedy nie przerobiłam. Nie miałam odwagi. Ale szukając w głowie książki, którą mogłabym przerobić przypomniała mi się kupiona w antykwariacie w Dąbrowie Górniczej pachnąca piwnicą 3 tomowa historia filozofii pod redakcją wielu panów o rosyjskich nazwiskach, wydana w pięknej sraczkowatej twardej oprawie, na lśniącym papierze. Jakieś 45 lat temu.
Jak popełnić zbrodnię to z klasą.

Brak komentarzy: