7 czerwca o 22 za 10 polskich nowych złotych można zobaczyć w Krakowie Skalpel.
'So far' z obrazem 'Tramwaj' Kieślowskiego:
'Fairy tale from a dusty crate':
piątek, 30 maja 2008
Skalpel w Prozaku
Stołeczno Królewskie Festiwalowe Miasto Kraków.
Błonia stały się krakowskim śmietnikiem. Nie mam na myśli śmieci, którymi zajmuje się MPO, ale te, które wypadają z kieszeni pracownikom krakowskiego biura festiwalowego, czy też biura promocji.
Piszę z perspektywy mieszkańca Krakowa, który mieszka w sąsiedztwie tej podobno największej na świecie miejskiej łąki, na której, jak co weekend mamy kolejny wspaniały koncert, o którym nikt nie wie i nikt w nim nie bierze udziału. Tym razem jest to Eric Serra w ramach krakowskiego festiwalu muzyki filmowej.
Festiwal. Kolejny drażliwy temat w mieście, które aspiruje do roli polskiej stolicy kultury. Po latach posuchy i królowania na rynku tańców dworskich i innych imprez, które miały większą obsadę niż widownię, krakowscy włodarze postanowili zaprosić do miasta "coś nowszego". Ha. I mam wrażenie że tak się to właśnie odbyło:
Biuro promocji. Zebranie na temat "Strategia promocji. Zmiana profilu turystów odwiedzających Kraków".
"Zaprośmy do miasta jakichś artystów, co by się młodym ludziom podobali", powiedziała pewnego deszczowego dnia pani Ania do pana Michała.
Pan Michał odpowiedział, "Wspaniale. Wobec tego najlepiej zrobić festiwal".
Zawsze brzmi przecież lepiej niż po prostu koncert. No to mamy wielu "jakichś" artystów na wielu "jakichś" festwialach.
Skądinąd wiem, że plany miejskie są ambitne. Mamy "unikalny na skalę kraju projekt kulturalny" 6 zmysłów. Super.
Wyszło jak zwykle. Kulturalny odpowiednik bicia rekordu na największy garnek bigosu.
Problem w tym, że świat przerzuca się na zdrowe, ładnie podane jedzenie. A kraków serwuje nam gar nowych niestrawnych festiwali z każdej nieomal bajki. Czemu nie zrobić 2 -3 festiwali porządnie? Na nich skupić wysiłki promocyjne, zdobyć media i sponsorów? Jaki jest sens w produkowaniu kilkunastu imprez (w tym 4 zupełnie nowych), które nie mają nawet szansy na porządną promocję (bo skoro promocja jest kiepska w samym Krakowie, to po co mówić, że "stawiamy na młodą ambitną publiczność z całej Europy")? Czemu nie robi się porządnych analiz, nie bada trendów? Nie podgląda innych, którym już się udało? Nie próbuje się znaleźć swojej niszy, tylko strzela na oślep? I chyba najważniejsze - czemu nie sprawdza się swojego podwórka? Być może mamy tu imprezy, którym warto poświęcić trochę uwagi. Może lepiej to je doinwestować, obudować dodatkowymi wydarzeniami.
Nie chcę wyjść na defetystę. Cieszę się, że moje miasto zaczęło spoglądać w inną stronę. Ale czemu sika pod wiatr?
I błagam, zamiast kolejnych festiwali - 1 porządna hala koncertowa. Pozwólmy mieszkańcom okolic Błoni otwierać wieczorami okna.
Jak to powiedział pan B - utkwił nam ten ziemniak w XIX wieku i tkwi.
Wielkomałomiasteczkowość.
Piszę z perspektywy mieszkańca Krakowa, który mieszka w sąsiedztwie tej podobno największej na świecie miejskiej łąki, na której, jak co weekend mamy kolejny wspaniały koncert, o którym nikt nie wie i nikt w nim nie bierze udziału. Tym razem jest to Eric Serra w ramach krakowskiego festiwalu muzyki filmowej.
Festiwal. Kolejny drażliwy temat w mieście, które aspiruje do roli polskiej stolicy kultury. Po latach posuchy i królowania na rynku tańców dworskich i innych imprez, które miały większą obsadę niż widownię, krakowscy włodarze postanowili zaprosić do miasta "coś nowszego". Ha. I mam wrażenie że tak się to właśnie odbyło:
Biuro promocji. Zebranie na temat "Strategia promocji. Zmiana profilu turystów odwiedzających Kraków".
"Zaprośmy do miasta jakichś artystów, co by się młodym ludziom podobali", powiedziała pewnego deszczowego dnia pani Ania do pana Michała.
Pan Michał odpowiedział, "Wspaniale. Wobec tego najlepiej zrobić festiwal".
Zawsze brzmi przecież lepiej niż po prostu koncert. No to mamy wielu "jakichś" artystów na wielu "jakichś" festwialach.
Skądinąd wiem, że plany miejskie są ambitne. Mamy "unikalny na skalę kraju projekt kulturalny" 6 zmysłów. Super.
Wyszło jak zwykle. Kulturalny odpowiednik bicia rekordu na największy garnek bigosu.
Problem w tym, że świat przerzuca się na zdrowe, ładnie podane jedzenie. A kraków serwuje nam gar nowych niestrawnych festiwali z każdej nieomal bajki. Czemu nie zrobić 2 -3 festiwali porządnie? Na nich skupić wysiłki promocyjne, zdobyć media i sponsorów? Jaki jest sens w produkowaniu kilkunastu imprez (w tym 4 zupełnie nowych), które nie mają nawet szansy na porządną promocję (bo skoro promocja jest kiepska w samym Krakowie, to po co mówić, że "stawiamy na młodą ambitną publiczność z całej Europy")? Czemu nie robi się porządnych analiz, nie bada trendów? Nie podgląda innych, którym już się udało? Nie próbuje się znaleźć swojej niszy, tylko strzela na oślep? I chyba najważniejsze - czemu nie sprawdza się swojego podwórka? Być może mamy tu imprezy, którym warto poświęcić trochę uwagi. Może lepiej to je doinwestować, obudować dodatkowymi wydarzeniami.
Nie chcę wyjść na defetystę. Cieszę się, że moje miasto zaczęło spoglądać w inną stronę. Ale czemu sika pod wiatr?
I błagam, zamiast kolejnych festiwali - 1 porządna hala koncertowa. Pozwólmy mieszkańcom okolic Błoni otwierać wieczorami okna.
Jak to powiedział pan B - utkwił nam ten ziemniak w XIX wieku i tkwi.
Wielkomałomiasteczkowość.
poniedziałek, 19 maja 2008
D.O.M.E.K.
Wydawnictwo Dwie Siostry postawiło na polskich ilustratorów. Po serii Mistrzowie Ilustracji, czyli wznowieniach znanych i lubianych książek dla dzieci, wydało D.O.M.E.K., czyli opowieść o 35 Doskonałych Okazach Małych i Efektownych Konstrukcji.
Aleksandra Machowiak i Daniel Mizieliński, absolwenci Wydziału Grafiki warszawskiej ASP, wzięli na warsztat 35 domów stworzonych przez architektów z całego świata. W książce 20 na 20 cm pomieściły się najciekawsze projekty domów mieszkalnych ostatnich 50 lat - począwszy od zaprojektowanego przez duet Lammers-Zeiser Dragspelhuset, Domu - Akordeonu (w książce nazwanego Żółwiem), który rozciąga się, lub kurczy w zależności od pory roku, po Natural Ellipse autorstwa Masaki Endoh i Masahiro Ikeda.
Natural Ellipse w D.O.M.E.K.u nazywa się jajko i wygląda tak:
Każdy z domów został opatrzony legendą, dzięki której można sprawdzić kiedy powstał, czy stoi w mieście, z jakich surowców został wykonany, czy jest przyjazny dla środowiska. Z krótkiej i dowcipnej historyjki dowiemy się, czym kierowali się architekci podczas wymyślania tak nietypowych konstrukcji. Mamy też mapę, by łatwo zlokalizować domki na świecie.
Co fajne - strony D.O.M.E.K.u, a także i domki są zaludnione. Na półkach stoją książki, a na podłodze rozrzucone są zabawki.
Książka w księgarniach już za 2 tygodnie.
Więcej można zobaczyć na kapitalnej stronie internetowej twórców. Warto wleźć wszędzie gdzie się da (w tym koniecznie na zakładkę 'kontakt') i pooglądać czym jeszcze się zajmują! Przegrzebać portfolio by obejrzeć fragmenty książki Ebenezer i gadające drzewa, albo Alicji w krainie czarów:
niedziela, 18 maja 2008
W domu dobrze, ale wszędzie najlepiej.
W cudzych butach przemierzałam Warszawę, w pożyczonych zielonych skarpetkach tańczyłam do muzyki wydawanej w jadłodajni przez śliczną bosonogą djkę. Wraz z dwiema dziewczętami i chłopcem promującym swą głową Polskie Koleje Państwowe próbowałam oszukać czas na stadionie 1000 lecia chodząc za miską zupy. Czyli weekend z Emi i Bajo.
Spis treści bloga na dni najbliższe:
-Targi Książki odczytane pod kątem ilustracji i książek dla dzieci
-kilka słów o Herzogu i jego dokumencie Encounters at the End of the World
-o tym, że jednak przeczytałam książkę, która uczy jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało
Na koniec smutna wiadomość. Od czerwca Magura znika z radia jazz. Brak słów.
Spis treści bloga na dni najbliższe:
-Targi Książki odczytane pod kątem ilustracji i książek dla dzieci
-kilka słów o Herzogu i jego dokumencie Encounters at the End of the World
-o tym, że jednak przeczytałam książkę, która uczy jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało
Na koniec smutna wiadomość. Od czerwca Magura znika z radia jazz. Brak słów.
poniedziałek, 12 maja 2008
Robotobibok
Wrocławski kwartet Robotobibok (z okazji 10 urodzin?) przestaje się obijać i wraca do koncertowania. Najbliższy koncert - w piątek, w krakowskiej Alchemii, potem dwa razy wystąpią w stołecznym Akwarium, by w czerwcu trafić do Zielonej Góry, a następnie do Łodzi, z postojem w Izraelu. Szczegóły tu.
Tym, co Robotobiboka nie znają polecam ich stronę na myspace. Poniżej coś na zachętę.
Tym, co Robotobiboka nie znają polecam ich stronę na myspace. Poniżej coś na zachętę.
Do zobaczenia w Alchemii.
A w weekend Wwa, Targi Książki i Planet Doc Review. Wraz z Emi i Bajo :)
PS
Niestety, koncert okazał się być kiepski. Zdecydowanie nie dla osób, które lubią przepływ energii pomiędzy sceną a widownią. Ostatnie 2 kawałki dość miłe dla ucha, reszta sucha, techniczna. Nudna. Krzyś musiał przedefiniować sobie listę rzeczy, które zrobi i może umierać. Koncert robotów obiboków wypadł mu z listy i ma lukę.
czwartek, 8 maja 2008
muzyka na dzisiejszy wieczór
Jak ktoś nie ma dość - niech zerknie tu. Bugge Wesseltoft dzieli się muzyką, w tym Nickeltoe z 'Merriwinkle' Sidsel Endresen.
Szkoda tylko że musi przekrzykiwać Błonia. Niestety, zaczął się sezon na koncerty polowe, pielgrzymki i inne arcyciekawe imprezy, których rozbryzg* wymaga ramy dwóch stadionów piłkarskich. Kto mnie przyjmie 28 czerwca, kiedy to wyciągnięta z dna szafy Celina Dionova zatańczy i zaśpiewa na krakowskiej łące? A może kontrparty na balkonie?
*(miał być rozmach, ale rozbryzg lepiej oddaje)
Szkoda tylko że musi przekrzykiwać Błonia. Niestety, zaczął się sezon na koncerty polowe, pielgrzymki i inne arcyciekawe imprezy, których rozbryzg* wymaga ramy dwóch stadionów piłkarskich. Kto mnie przyjmie 28 czerwca, kiedy to wyciągnięta z dna szafy Celina Dionova zatańczy i zaśpiewa na krakowskiej łące? A może kontrparty na balkonie?
*(miał być rozmach, ale rozbryzg lepiej oddaje)
Niepoważnie w Muzeum Narodowym
Wystawa 'Ale zabawki' wpisuje się nawet nie tyle w trwający w naszym kraju baby boom, co w nostalgiczne wspominanie dzieciństwa. Do zabawy wystarczyła kałuża, dżdżownica i zestaw łopatka + wiaderko. Zniszczenie sekretu zakopanego koło murku za transformatorem spotykało się z śmiertelną obrazą ze strony jego twórcy. Przeprosić można było wynosząc na dwór saszetkę vibovitu albo surową parówkę. A raz w tygodniu przyjeżdżał rozpadający się błękitny fiat 126p i podwórko pachniało watą cukrową. Wszystko było prostsze.
Więc tęsknimy za kalejdoskopami, czeskimi kolorowymi bąkami. Oglądamy radzieckie kreskówki. Cieszymy się jak dzieci na widok kredek Bambino. Przypominamy sobie sygnały czechosłowackich dobranocek.
Na warszawskiej wystawie zostaną pokazane zabawki projektowane przez polskich artystów począwszy od lat 40 XX wieku, znajdujące się w kolekcji Ośrodka Wzornictwa Nowoczesnego Muzeum Narodowego.
Obok tych powstałych ponad 50 lat temu, autorstwa na przykład Antoniego Kenara, Jana Kurzątkowskiego, Władysława Hasiora czy Anny Narzymskiej - Praussowej zobaczyć będzie można zabawki stworzone obecnie. Ale nie będą to rzeczy z sklepowych półek, a przede wszystkim zabawki, które próbują na fali ekologii, powrotu do wykorzystywania w designie jedynie naturalnych materiałów i klasycznych technologii oraz tęsknoty za niepowtarzalnością i prostotą, stanowić konkurencję dla plastikowej masówki. Tym samym na wystawie znajdą się zabawki zaprojektowane przez Natalię Luniak z Kalimby, drewniane zabawki BAJO, misie Endo, czy składane zabawki z Fabryki Zabawek Trzymyszy.pl.
Zabawka jest czymś, co oswaja z "prawdziwymi" przedmiotami. I dlatego ważne jest, żeby nie była zbyt dosłowna. Otwierała wyobraźnię, a nie narzucała formę i funkcję. Cieszy, że ktoś próbuje zaczarować rzeczywistość. Wydaje mi się, że to raczej rodzice na tej wystawie będą rozdziawiać buzie z okrzykiem "Ale zabawki!".
Wystawa warszawskiego Muzeum Narodowego potrwa miesiąc, począwszy od 1 czerwca. Towarzyszy jej katalog wydany przez wydawnictwo BOSZ.
Na warszawskiej wystawie zostaną pokazane zabawki projektowane przez polskich artystów począwszy od lat 40 XX wieku, znajdujące się w kolekcji Ośrodka Wzornictwa Nowoczesnego Muzeum Narodowego.
Obok tych powstałych ponad 50 lat temu, autorstwa na przykład Antoniego Kenara, Jana Kurzątkowskiego, Władysława Hasiora czy Anny Narzymskiej - Praussowej zobaczyć będzie można zabawki stworzone obecnie. Ale nie będą to rzeczy z sklepowych półek, a przede wszystkim zabawki, które próbują na fali ekologii, powrotu do wykorzystywania w designie jedynie naturalnych materiałów i klasycznych technologii oraz tęsknoty za niepowtarzalnością i prostotą, stanowić konkurencję dla plastikowej masówki. Tym samym na wystawie znajdą się zabawki zaprojektowane przez Natalię Luniak z Kalimby, drewniane zabawki BAJO, misie Endo, czy składane zabawki z Fabryki Zabawek Trzymyszy.pl.
Zabawka jest czymś, co oswaja z "prawdziwymi" przedmiotami. I dlatego ważne jest, żeby nie była zbyt dosłowna. Otwierała wyobraźnię, a nie narzucała formę i funkcję. Cieszy, że ktoś próbuje zaczarować rzeczywistość. Wydaje mi się, że to raczej rodzice na tej wystawie będą rozdziawiać buzie z okrzykiem "Ale zabawki!".
Wystawa warszawskiego Muzeum Narodowego potrwa miesiąc, począwszy od 1 czerwca. Towarzyszy jej katalog wydany przez wydawnictwo BOSZ.
Kalendarz przestał być potrzebny
Na maj mam dwa wpisy.
Dentysta.
PJ Harvey.
Ja chcę pracę.
Już.
Nawet listonosz się przyzwyczaił, że nigdy mnie w domu nie ma.
A krakowska puszka coli wita mnie po radosnej stronie życia. W mniejszym - 250 ml formacie.
PS (19 maj)
w 2/3 maja stwierdzam - bez kalendarza jest jedynie lżej.
Miesiąc Fotografii 2008
niedziela, 4 maja 2008
Somewhere else before
Ostatnio uświadomiłam sobie, że będąc dziewczynką wyobrażałam sobie jak będzie wyglądało moje życie, jak będę miała te 25 lat. Jak każdy. Nie napisałam do siebie listu, więc są to wyobrażenia na temat wyobrażeń, ale i tak wywołało to niepokój.
Subskrybuj:
Posty (Atom)