piątek, 30 maja 2008

Stołeczno Królewskie Festiwalowe Miasto Kraków.

Błonia stały się krakowskim śmietnikiem. Nie mam na myśli śmieci, którymi zajmuje się MPO, ale te, które wypadają z kieszeni pracownikom krakowskiego biura festiwalowego, czy też biura promocji.
Piszę z perspektywy mieszkańca Krakowa, który mieszka w sąsiedztwie tej podobno największej na świecie miejskiej łąki, na której, jak co weekend mamy kolejny wspaniały koncert, o którym nikt nie wie i nikt w nim nie bierze udziału. Tym razem jest to Eric Serra w ramach krakowskiego festiwalu muzyki filmowej.
Festiwal. Kolejny drażliwy temat w mieście, które aspiruje do roli polskiej stolicy kultury. Po latach posuchy i królowania na rynku tańców dworskich i innych imprez, które miały większą obsadę niż widownię, krakowscy włodarze postanowili zaprosić do miasta "coś nowszego". Ha. I mam wrażenie że tak się to właśnie odbyło:
Biuro promocji. Zebranie na temat "Strategia promocji. Zmiana profilu turystów odwiedzających Kraków".
"Zaprośmy do miasta jakichś artystów, co by się młodym ludziom podobali", powiedziała pewnego deszczowego dnia pani Ania do pana Michała.
Pan Michał odpowiedział, "Wspaniale. Wobec tego najlepiej zrobić festiwal".
Zawsze brzmi przecież lepiej niż po prostu koncert. No to mamy wielu "jakichś" artystów na wielu "jakichś" festwialach.
Skądinąd wiem, że plany miejskie są ambitne. Mamy "unikalny na skalę kraju projekt kulturalny" 6 zmysłów. Super.
Wyszło jak zwykle. Kulturalny odpowiednik bicia rekordu na największy garnek bigosu.
Problem w tym, że świat przerzuca się na zdrowe, ładnie podane jedzenie. A kraków serwuje nam gar nowych niestrawnych festiwali z każdej nieomal bajki. Czemu nie zrobić 2 -3 festiwali porządnie? Na nich skupić wysiłki promocyjne, zdobyć media i sponsorów? Jaki jest sens w produkowaniu kilkunastu imprez (w tym 4 zupełnie nowych), które nie mają nawet szansy na porządną promocję (bo skoro promocja jest kiepska w samym Krakowie, to po co mówić, że "stawiamy na młodą ambitną publiczność z całej Europy")? Czemu nie robi się porządnych analiz, nie bada trendów? Nie podgląda innych, którym już się udało? Nie próbuje się znaleźć swojej niszy, tylko strzela na oślep? I chyba najważniejsze - czemu nie sprawdza się swojego podwórka? Być może mamy tu imprezy, którym warto poświęcić trochę uwagi. Może lepiej to je doinwestować, obudować dodatkowymi wydarzeniami.
Nie chcę wyjść na defetystę. Cieszę się, że moje miasto zaczęło spoglądać w inną stronę. Ale czemu sika pod wiatr?
I błagam, zamiast kolejnych festiwali - 1 porządna hala koncertowa. Pozwólmy mieszkańcom okolic Błoni otwierać wieczorami okna.

Jak to powiedział pan B - utkwił nam ten ziemniak w XIX wieku i tkwi.
Wielkomałomiasteczkowość.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Jesienią Kraków festiwalowo odżyje, kolejny Unsound Festival zapowiada się naprawdę interesująco.

x pisze...

Właśnie m.in. do takich festiwali jak unsound miasto powinno dokładać, zamiast robic kolejny szit na Błoniach, zgadzam sie z Mandą. Do takiego choćby Miesiąca Fotografii też, bo sam z siebie staje się towarem eksportowym. A na Błoniach, niestety, jak nie msza, to kicha. Kraków to ciągle konserwa bez pomysłu na przyszłość, miasto, które marnuje okazję, podczas gdy świetnie z niej korzysta np. Wrocław.

manda pisze...

http://miasta.gazeta.pl/krakow/1,35796,5268135,_Druzyna_Pierscienia__uratowala_festiwal.html
Polecam tekst Tomka Handzlika. Nie jest to co prawda żadna szersza analiza, a Tomek jest delikatny w swoich opiniach, ale pokazuje jak marnowane są potężne pieniądze z kasy miasta (1,5 mln złotych).
Są to pieniądze, dzięki którym choćby wspominane przez Emi festiwale dostałyby szansę na stanie się rzeczywiście międzynarodowymi markami.

A wpis na blogu powstał z przyczyn bardzo prozaicznych, jak zaduch w mieszkaniu vs koszmarna muzyka wpadająca przez okno.

x pisze...

Eric Serra jest bardzo ok, ale skoro mało kto przychodzi na taki koncert, to znaczy, że promocja nie wypałiła - niestety.